Krwotoczna gorączka krymsko-kongijska


Bitechnologia - teraźniejszość i przyszłość

Krwotoczna gorączka krymsko-kongijska

Turcja walczy z największym jak dotąd wybuchem krwotocznej gorączki krymsko-kongijskiej (CCHF). W tym roku ta podobna do wywoływanej przez wirusa Eboli choroba zabiła już w Turcji co najmniej 20 osób. Eksperci poinformowali w Londynie, że w najbliższych miesiącach można się spodziewać większej liczby zachorowań na tę groźną chorobę odzwierzęcą.

Krwotoczna gorączka krymsko-kongijska jest przede wszystkim wirusową chorobą zwierzęcą, roznoszoną przez kleszcze, ale zdarzają się też przypadki zachorowań wśród ludzi. Pierwszy przypadek u ludzi opisano na Krymie w 1944 roku i podobne przypadki w 1956 roku w Kongu, stąd nazwa tej choroby. Jest ona endemiczna dla wielu części Afryki, Azji, a także części Europy Wschodniej.

U ludzi wywoływana jest przez ukąszenia pewnego gatunku kleszczy roznoszącego wirusa; może też przenosić się też przez płyny ustrojowe i drogą kropelkową. Śmiertelność jest wysoka, około 30 procent chorych umiera w drugim tygodniu choroby. U pacjentów, którzy zdrowieją, poprawa zaczyna się dziewiątego-dziesiątego dnia od zachorowania.

CCHF powoduje ostry spadek liczby płytek krwi (trombocytów), odgrywających bardzo ważną rolę w procesie jej krzepnięcia. Bez podania leków antywirusowych i krwi chory może wykrwawić się na śmierć.

"Niestety, będziemy świadkami przypadków CCHF aż do września, kiedy chłodna pogoda spowolni szerzenie się wirusa" - mówi profesor Onder Ergonul z Uniwersytetu Marmara, należący do rządowego zespołu powołanego do walki z wybuchem tej choroby w Turcji.

Większość zachorowań miała miejsce w sześciu prowincjach nad Morzem Czarnym i środkowej Anatolii: Tokat, Sivas, Gumuszane, Amasya, Yozagat i Corum.

Władze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) oczekują dalszych informacji od tureckiego rządu. Władze w Ankarze twierdzą, że przypadków CCHF nie było w turystycznych rejonach nad Morzem Śródziemnym.

Do 4 sierpnia zarejestrowano 242 przypadki. 20 osób już zmarło. Według władz, jest to największy wybuch tej choroby od czasu jej zidentyfikowania na Krymie.

Według doktora Ergonula, ponad 90 procent przypadków zachorowań wystąpiło u ludzi, którzy mieli bezpośredni kontakt z bydłem. W zeszłym tygodniu zmarła jednak pielęgniarka, która opiekowała się chorymi na CCHF; zaraziła się kalecząc przypadkowo igłą.

Do tej pory zarażonych zostało czterech pracowników służby zdrowia, chociaż o szerzeniu się wirusa w szpitalach nie ma doniesień.

Krwotoczna gorączka krymsko-kongijska

Dzięki uprzejmości: PAP Nauka w Polsce

Następny artykuł

Poprzedni artykuł